Hałas nas otacza. „Produkują” go ulice, samochody, szyny kolejowe, zakłady produkcyjne i nikt tego nie zmieni. Jest to naturalne, bo każde miasto żyje. Pomysł wprowadzenia ciszy nocnej uderzy jedynie w festiwale na plaży i spowoduje, że „wyprowadzą” się one z Płocka. A to byłoby dużą stratą finansową dla płocczan.
Grupa radnych zaproponowała byśmy wprowadzili ciszę nocną i ograniczyć zabawy m.in. na plaży nad Wisłą do godziny 22.00 lub 24.00.
To nieporozumienie. Ludzie chcą bawić się dłużej, zarówno młodzi, w średnim wieku, jak i seniorzy, którzy potrafią np. na weselach tańczyć i śpiewać całą noc.
Jeśli miasto żyje – hałasuje. Hałas otacza nas i dochodzi zewsząd. Hałasują kościelne dzwony, nad Wisłą regularnie od rana niesie się głośny dźwięk uderzanego metalu ze stoczni rzecznej.
Hałasuje np. stary most i jego dylatacje. Hałasuje szynobus na moście i na torach, hałasują pociągi towarowe. Na nogi stawiają syreny pojazdów uprzywilejowanych – policyjnych radiowozów, karetek pogotowia, czy wozów bojowych straży pożarnej. Szumią ulice, wypełnione samochodami osobowymi i motocyklami, emitują dźwięki zakłady przemysłowe. Powtórzę: jeśli miasto żyje – hałasuje. Nie przez przypadek używamy czasem zwrotu: martwa cisza.
Pamiętacie, jak Płock wyglądał na początku lat 90? Zwrot, że „nic się tu nie dzieje” był bardzo prawdziwy. Inny był wówczas też charakter Starego Rynku – serca starówki. Był zielonym skwerem, otoczonym ulicami, na którym stał zegar słoneczny i kilka stołów do gry w szachy.
Jego przebudowa nie była decyzją przypadkową i nieprzemyślaną. Takie było założenie: miał wrócić do roli rynku – miejsca spotkań, targów, zabawy. Sprawdza się w tej roli znakomicie. Zwłaszcza, że w Płocku, na Starym Rynku, ale nie tylko tu, dzieje się bardzo dużo. Nie jest to już ten sam Płock, co na początku lat 90, kiedy funkcjonowały ze dwa hotele, a dziś jest ich 14, nie licząc pokojów gościnnych.
Największe festiwale jakie mamy, muszą odbywać się całą noc. Na weselach też nikt nie bawi się tylko do godz. 22. O północy podaje się tort i potem wszyscy wracają do zabawy. Co najwyżej panie zdejmują obcasy, ale nikt się „nie poddaje”.
Gdybyśmy wprowadzili ciszę nocną – imprezy te przeniosłyby się poza Płock. Byłaby to olbrzymia strata dla naszego przemysłu turystycznego – hotelarzy, właścicieli sklepów, restauratorów, czy taksówkarzy. Kto ignoruje ten argument staje przeciwko ludziom, którzy tu pracują. Taksówkarze mają utargi sięgające dziennie tysiąca złotych, optycy sprzedają najdroższe modele okularów przeciwsłonecznych. Organizatorzy Audioriver operują argumentem, że większość uczestników zabawy jest spoza Płocka, tylko co dziesiąty bilet kupują płocczanie. Oznacza to, że do miasta przyjechało ostatnio 25 tysięcy gości. Jeśli każdy wydał przez trzy dnia 500 zł, to w płocki przemysł turystyczny wpompowane zostało ponad 12 mln zł. Jestem pewien, że zostawiają więcej, szacujemy, że dwa razy więcej. W tym roku odbędą się nad Wisłą trzy duże imprezy, łącznie potrwają osiem dni.
Usłyszałem kiedyś zarzut, że dźwięk atakuje i niszczy drganiami naszą skarpę. To nieprawda! Skarpę regularnie umacniamy, budowa alejek pod Hotelem Starzyński i kościołem farnym była nie tylko wymianą nawierzchni, ale przede wszystkim polegała na umocnieniu skarpy. Poza tym jest ona pilnowana przez wieże inklinometryczne. Są to nowoczesne urządzenia, które badają zachowanie gruntu ponad 30 metrów w głąb i są w stanie zasygnalizować i przewidzieć wystąpienie np. osuwiska z kilkuletnim wyprzedzeniem. Inklinometry pokazują, że skarpa jest stabilna i nic złego się z nią nie dzieje.
Imprezy na plaży, zwłaszcza Audioriver są doskonałą i skuteczną promocją miasta, nie zapominajmy o tym, ale również świetną rozrywką dla płocczan, którzy nie muszą z Płocka wyjeżdżać.
„Festiwalowy Płock” – serię imprez na plaży właśnie, tych hałasujących, zorganizował mój poprzednik. Był wspierany przez radnych, którzy dziś proponują ciszę nocną. Sprawdza się stare przysłowie: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia…