Kilka tygodni temu na nowo pojawił się pomysł budowy toru wyścigowego w Płocku. Na nowo, ponieważ już trzy lata temu nasz lokalny biznes wspólnie z miastem przymierzał się do tego przedsięwzięcia, analizując zarówno koszty realizacji, jak i utrzymania. I dziś wiem, że koszt budowy tego toru to na pewno nie pięć, czy sześć mln zł. Jeśli źle go zaprojektujemy – kilka milionów złotych może kosztować za to jego roczne utrzymanie.

Orlen – paliwa – wyścigi – tor Płock – to naturalny ciąg skojarzeń, który doprowadził także do tego, że sporty motorowe wprowadziłem do strategii promocji miasta, przy okazji jej aktualizacji.

Ale pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem brzmiało: dla kogo mam zbudować ten tor i – przede wszystkim – ile będzie on kosztował miasto w utrzymaniu? Czy nie będzie to za droga i zbyt kosztowna zabawka?
Odpowiedź na to pytanie jest pierwszym problemem, który pomijają autorzy tej idei. A to najważniejsze, bo odwołując się do codziennego życia zmotoryzowanych: jedna rzecz to kupić samochód, druga – utrzymać go. Czyli ubezpieczyć, serwisować, naprawiać, ponosić koszty garażowania, tankowania itd. Nieuniknione koszty.
A tor wyścigowy? Budowa nawierzchni o długości 4-5 kilometrów to koszt na pewno większy niż 5 mln zł. (Budowa I etapu obwodnicy to – biorąc pod uwagę dwie jezdnie i drogi serwisowe – koszt ponad 30 milionów (!), bo teren trzeba też odwodnić, wymienić część gruntu, umocnić, wyrównać, zbudować nasypy, bariery itp.). Za 15-20 hektarów gruntu pod tor musielibyśmy zapłacić także ponad 5 mln zł. A koszt całej niezbędnej do funkcjonowania toru infrastruktury? A zabezpieczeń? Przecież na tor nie może wejść nieupilnowane dziecko. Trzeba ogrodzić nie tylko jezdnię toru, ale cały obiekt. Około 150 tys. zł kosztowałaby sama siatka na ogrodzenie terenu…

Taki obiekt kosztuje majątek nie tylko w budowie, ale i w utrzymaniu. Tor oznacza rachunek za oświetlenie, konserwację nawierzchni, konserwację i naprawę barier bezpieczeństwa wokół samego toru, sprzątanie, monitoring. Są to również koszty osobowe, bo korzystanie z toru musi się odbywać pod stałym nadzorem. Nie ma takiej możliwości, że ktoś sobie wjedzie o dowolnej porze, warunkach pogodowych i pojedzie w dowolnym kierunku. Taka „samowolka” kończy się wypadkiem. Składników „budujących” rachunek za funkcjonowanie toru wyścigowego jest bardzo dużo i to niezależnie od jego kształtu i wielkości. Czy wiecie, że za utrzymanie stadionu piłkarskiego Wisły płacimy rocznie grubo ponad milion złotych? I są to nieuniknione koszty.

Rachunek za funkcjonowanie toru jest na tyle duży, że nie opłaca się nam budować małego obiektu, bo niezależnie od parametrów będziemy płacić dużo.

Dlatego podstawowe pytanie nie jest takie: czy zbudujemy tor? Ale z kim zbudujemy tor? Szukam więc partnera, który może partycypować w kosztach jego budowy i być sponsorem jak np. dzieje się to w przypadku Orlen Areny. Szukam sposobu na obniżenie rachunku za tor. Nie mogę płocczanom mówić, że jakieś przedszkole czeka na docieplenie kolejny rok, a maluchy w nim marzną, bo pieniądze poszły na funkcjonowanie toru wyścigowego.
Drugi problem, który inicjatorzy akcji pomijają to lokalizacja obiektu. Które osiedle mieszkaniowe w Płocku będzie szczęśliwe, że go posiada? Które chce wziąć na ochotnika tor wyścigowy i hałas jaki za sobą niesie przy dużej imprezie?

Trudnych pytań jest więcej, bo wolne grunty gminne w Płocku to nie towar na półce w supermarkecie, w którym można przebierać. Byłem już w takiej sytuacji, kiedy duża, płocka firma zaproponowała budowę pierwszego w mieście stałego obiektu do uprawiania sportów motorowych. Ale wskazała tereny potencjalnie inwestycyjne. Wówczas zdecydowałem, że trzeba szukać innego rozwiązania. Bo jeśli mam wybierać między miejscami pracy, a miejscem na wyścigi – wybieram to pierwsze. Tym bardziej, że wróciłem do tych rozmów i zakończyliśmy je sukcesem. Pozwólcie mi na tę odrobinę zagadkowości, ale mam nadzieję, że lada tydzień podpiszemy list intencyjny wieńczący kilka miesięcy negocjacji. I w Płocku powstanie pierwszy, stały obiekt do uprawiania sportów motorowych, z perspektywą rozbudowy, który będzie doskonałą promocją miasta.

Miłośników wyścigów na utwardzonym torze uspokoję: jest szansa na budowę toru, ale zacznę od opracowania koncepcji obiektu, który pogodzi pasję płockich kierowców z potrzebą rozwoju miasta oraz jego promocji.
Dlatego wiem, że nie można go zbudować za pięć, czy sześć mln zł. Asfaltowy tor musi być obiektem konkurencyjnym dla toru w Poznaniu, a nawet lepszym od poznańskiego. Musi więc kosztować minimum 30 mln zł – tyle co kończony właśnie wiadukt kolejowy w al. Piłsudskiego. Musi zajmować 50 hektarów, mieć dużą pętlę o długości ok. pięciu kilometrów, odpowiednią nawierzchnię, infrastrukturę, kilka mniejszych pętli, bariery bezpieczeństwa, drogi techniczne, parkingi dla zawodników, parkingi dla widzów, zaplecze socjalne, oświetlenie (takie jak na stadionie, w końcu latarni przy torze wyścigowym się nie ustawia), ogrodzenie, trybuny i obsługę, która będzie pilnowała obiektu, organizowała ruch na nim oraz odpowiadała za bezpieczeństwo ludzi, korzystających z obiektu. Zapomniałem: musi mieć jeszcze odpowiednią ścianę ekranów dźwiękochłonnych :).

Tor taki będzie służył nie tylko płocczanom. Można będzie go wynajmować zapaleńcom z Warszawy, Łodzi, Torunia, Włocławka czy Ciechanowa. Można będzie organizować na nim zarówno szkolenia policji, straży, jak i testy np. nowego ogumienia, któregoś z producentów. Będzie mógł służyć telewizji i koncernom paliwowym i motoryzacyjnym, a także różnym ośrodkom doszkalającym kierowców.

Niektórzy myślą, iż można wylać trochę betonu w oddalonym od mieszkań miejscu i ustawić trzy zapory z opon, żeby sobie amatorzy wyścigów mogli pojeździć, czy się poślizgać. Nie można tego zrobić. Kto roztacza takie wizje – wykorzystuje ludzkie emocje i niewiedzę, i oszukuje. Niech weźmie na siebie obietnicę wyborczą: zbuduję wam taki tor i niech się z tej obietnicy wywiąże. Nikt nie dopuści takiego obiektu do użytkowania, prawo na to nie pozwala.
Koncepcja toru wyścigowego w Płocku powstaje. Rozmawiamy z potencjalnymi sponsorami (nie przez przypadek używam liczby mnogiej), zaczęliśmy go też lokalizować, choć w miejscu, w którym go widzimy nie mamy jeszcze własnych gruntów. Na razie inne hektary – a dokładnie dziewiętnaście hektarów – wystawiamy na sprzedaż pod budowę fabryki CNH lub innej, bo np. Volkswagen też może stanąć do tego przetargu. Przybędzie nam 300-400 miejsc pracy, to jakbyśmy reaktywowali upadły przed laty Cotex. W pierwszej kolejności praca, potem wyścigi. A może CNH zostanie sponsorem toru? W końcu należy do koncernu Fiata…