Dzisiaj przekazaliśmy szpitalowi św. Trójcy nowy, nowoczesny aparat do RTG. Stary się popsuł po 10 latach służby i zrobieniu setek tysięcy zdjęć. Przez ułamek sekundy nie wahałem się z kupnem nowego sprzętu, choć szpital – jako spółka – ma straty. Na zdrowiu nie oszczędzam. Kropka.
Nowy aparat RTG będzie wykonywał prześwietlenia m.in. klatki piersiowej, układu kostnego, zatok.
Nikt nie planował tego wydatku, ale gdy zawisła nad nami decyzja, co robić w tej sytuacji – nie zastanawiałem się nad wynikiem finansowym szpitala. Najważniejsze jest zdrowie płocczan. Nowy aparat kosztował 1,2 mln zł, ale z pomocą przyszły nam firmy, które współpracują z samorządem: Fundacja Orlen Dar Serca, Fundacja PERN-u i PZU.
Szpital będzie więc funkcjonował bez zakłóceń, także w wymiarze finansowym, choć jest spółką, która notuje straty.
Temat strat, które w ubiegłym roku przyniosły niektóre spółki gminne wywołał niedawno jeden z kontrkandydatów na prezydenta Płocka. Temat, który łatwo sprzedaje się hasłem: długi spółek!
Moim zdaniem to przysłowiowy kij z dwoma końcami. Spółki mogą uniknąć strat, mogą działać całkowicie komercyjnie, ale w zamian będziemy mieli rynkowe ceny biletów autobusowych, śmieci, wody i ścieków, opłat targowych itp. Spółki mają zarabiać, ale nie uważam za dobry pomysł zwalniania tych firm z obowiązku służenia miastu i nam wszystkim.
Ceny usług miejskich są niższe niż w wielu innych miastach, bo przyjęliśmy założenie, że Płock będzie przyjaznym ośrodkiem. Niższe ceny powodują, że spółki notują straty, które czasem wyrównujemy z budżetu miasta.
Dobrym przykładem takich dopłat jest Płocki Zakład Opieki Zdrowotnej. Szpital miejski jest spółką, ale działa w wyjątkowych warunkach rynkowych. Ma jednego zleceniodawcę usług – NFZ, który nie negocjuje cen, ale je narzuca.
Przychody są określone i można powiedzieć – sztywne. Co zrobić, by je zwiększyć? Brać dodatkowo pieniądze od pacjentów? Moim zdaniem – odpada.
Zredukować personel szpitala? Również i to nie jest wyjście.
Można ograniczać koszty placówki. W ubiegłym roku gruntownie poszukaliśmy możliwości redukcji kosztów i straty spółki za 2013 rok były mniejsze niż rok wcześniej o 1,5 mln zł. Ale jest granica, której moim zdaniem przekroczyć nie wolno.
Bo jeśli pójdziemy dalej drogą oszczędzania to staniemy przed perspektywą wprowadzania oszczędności bolesnych dla pacjentów i to… dosłownie bolesnych.
Możemy kupować najtańsze igły na rynku, to jeszcze da się znieść. Ale wyobraźcie sobie, że kupujemy tanie elementy implantów – sztucznych fragmentów stawów wszczepianych na ortopedii. I stosujemy takie, które po trzech, czterech latach używania staną się dla pacjenta dolegliwe….?
A może lepiej jest pogodzić się ze stratą spółki i dopłacić do niej, by pacjenci wychodzili z implantami, których niezawodność obliczona jest na co najmniej kilkanaście lat? Moim zdaniem wybór jest oczywisty.
Weźmy inny przykład działalności PZOZ: przychodnia przy Miodowej. Są tam specjaliści, którzy przyjmują na bieżąco i są tacy, do których ustawia się kolejka, m.in. okuliści.
Możemy zlikwidować kolejkę i przyjąć np. o tysiąc więcej pacjentów do okulisty niż zakłada kontrakt z NFZ. Ale ten tysiąc pacjentów więcej to strata spółki, którą miasto musi pokryć.
Co wybieracie?
Mamy mieć stratę w PZOZ i krótszą o tysiąc pacjentów kolejkę u okulisty, czy mamy mieć wynik finansowy na plus i tysiąc płocczan wysłać na prywatne wizyty okulistyczne? Powtórzę: moim zdaniem wybór jest oczywisty. Dopłacamy z miejskiego budżetu, by ludzie mieli dostęp lekarza.
Na koniec jeszcze jeden przykład: NFZ nie płaci nam za pielęgniarki szkolne. Sami musimy opłacić ich pracę. Gdybyśmy zlikwidowali szkolne pielęgniarki – strata PZOZ byłaby mniejsza.
Niech więc nikt nie wytyka, że spółki miejskie mają straty, ale niech pisze odważnie: zabiorę wam okulistę, zabiorę pielęgniarki szkolne itd. Nie chowajmy się za hasłami.