Kilka dni temu wypowiedź jednego z szeregowych posłów PiS, w sprawie ograniczenia możliwości sprawowania funkcji wójta, burmistrza, prezydenta do dwóch kadencji wywołała falę komentarzy i opinii.
Jednoznacznie w tej kwestii wypowiedział się Związek Miast Polskich, na którego zlecenie powstała ekspertyza jasno określająca, że takie zmiany byłyby niekonstytucyjne i ograniczałyby prawa obywatelskie w tym bierne prawo wyborcze.
Ograniczenie możliwości wyboru tylko na dwie kadencje jest również uderzeniem w demokrację. Moi zdaniem to mieszkańcy – wyborcy – sami najlepiej są w stanie ocenić, czy ktoś jest na tyle dobrym wójtem, burmistrzem, czy prezydentem, by zasługiwać na kolejny wybór. Każdy z samorządowców, stając do wyborów, staje do egzaminu i rozliczenia za pracę. W dniu elekcji wyborcy są naszymi sędziami i egzaminatorami. Dlaczego odbierać im to prawo? Albo uznajemy więc, że naród – tak często przywoływany suweren – jest w stanie dokonać właściwej oceny i wyboru, albo zgodzimy się na ograniczenie tego prawa. Uważam, że to zły pomysł. Decyzja powinna zostać rękach mieszkańców. Ludzie potrafią korzystać ze swoich praw wyborczych – pokazują to zarówno przykłady miast, w których prezydenci rządzą od wielu kadencji (Gdynia, Gdańsk, Rzeszów, Kraków), jak i tych, gdzie nastąpiła zmiana (Płock, Poznań, Lublin, Łódź, Radom, Włocławek i wiele, wiele innych).
Tego rodzaju populistyczne pomysły są oderwane od rzeczywistości. Bo przecież zarządzanie samorządem, to kierowanie bardzo skomplikowanym mechanizmem. Obecnie – przy trwającej cztery lata kadencji – każdy nowy wójt, burmistrz, czy prezydent przez pierwszy rok urzędowania sprawdza, co zostawił poprzednik i w dużej mierze realizuje pomysły, które on zostawił. Realizuje przecież budżet przygotowany przez poprzednika. Koryguje go, ale nie zmienia od podstaw. Dopiero w kolejnym roku pracy tworzy swój budżet, wprowadza do niego własne pomysły i zaczyna planować rozwój miasta według własnej wizji. Trzeci rok jest już realizacją tego planu, bo w czwartym czekają go wybory i ocena wyborców. Dlatego dwie kadencje są właściwie minimalnym czasem, by móc pokazać, co się potrafi. Minimalnym, ale nie jedynym możliwym. Wielu projektów nie można zrealizować w ciągu czterech czy nawet ośmiu lat, zwłaszcza, gdy trzeba przygotować je od podstaw i zdobyć na ich realizacje finansowanie.
Propozycja wprowadzenia tylko dwóch kadencji – wypowiedziana przez prezesa PiS – oznacza, że samorządy przestaną się rozwijać w przemyślany, długofalowy sposób.
Nikt nie będzie tworzył dalekosiężnych planów rozwoju miast, bo nie będzie miał do tego motywacji. Wszystkie ośrodki w Polsce zaczną rozwijać się w sposób przypadkowy, doraźny i prawdopodobnie chaotyczny – głównie na potrzeby najbliższych wyborów.
To najprostsze pytanie: w jakim celu kreślić wizję np. Płocka za 12 lat, skoro – z mocy ustawy – realizować będzie ją już ktoś inny? A pierwszymi krokami następcy najczęściej będzie zmiana tej wizji i realizacja swojego programu wyborczego.
Podsumowując – pomysł wprowadzenia możliwości wyboru prezydenta, burmistrza i wójta tylko na dwie kadencje jest niekonstytucyjny, zaprzecza idei demokracji oraz jest psuciem samorządu – instytucji, którą Polska budowała przez lata i która doskonale dziś się sprawdza.