To najzwyklejsza kiełbasa wyborcza, po którą sięgną naiwni, nie zdając sobie sprawy, że realizując taki pomysł trzeba będzie Komunikacji Miejskiej w Płocku płacić od 15 do 20 mln zł co roku!
15-20 mln zł rocznie to bardzo duża kwota. Za 20 mln zł jesteśmy w stanie odnowić al. Kilińskiego lub zbudować trzy żłobki.
Każdego roku! Tymczasem radni „dobrej zmiany” zaproponowali dziś darmową komunikację miejską dla wszystkich, czyli coroczną rezygnację z takich inwestycji, jak te, które opisałem.
Przebudowa al. Kilińskiego jest elementem tzw. drugiego programu mobilności miejskiej, w skład którego wchodzi m.in. kupno ośmiu nowych, niskoemisyjnych autobusów dla Komunikacji Miejskiej.
Mój poprzednik Mirosław Milewski i jego poplecznik w Radzie Miasta Wioletta Kulpa doprowadzili Komunikację Miejską na skraj dziadostwa. Spółka kupowała używane autobusy z Piły. O klimatyzowanych pojazdach płocczanie mogli sobie pomarzyć. Do dziś pamiętam interwencję jednego z portali o tym, w jakich warunkach jeżdżą latem pasażerowie KM, bo o klimatyzacji w płockich autobusach – właśnie – „można sobie tylko pomarzyć”.
Jak to dziś wygląda? Mamy flotę nowoczesnych pojazdów, z których wiele „przyklęka” na przystankach, jest niskopodłogowych, ma klimatyzację i monitoring. Wszystkie mają biletomaty, których uzupełnieniem są stacjonarne biletomaty i ponad 90 procent nowych wiat przystankowych. Wiele z nich ma system dynamicznej informacji pasażerskiej.
Z dziadostwa zrobiliśmy nowoczesny system komunikacji miejskiej.
A to nie koniec! Za kilka tygodni przyjedzie do Płocka 25 nowoczesnych, klimatyzowanych autobusów hybrydowych, wyposażonych nawet w gniazdka do ładowania urządzeń mobilnych. Ich zakup był możliwy przy wsparciu środków z UE. Ich zakup oznacza, że oddamy „na złom” pierwsze autobusy niskopodłogowe.
W ciągu kilku lat zrobiliśmy – w przypadku Komunikacji Miejskiej – skok cywilizacyjny. A może nie powinienem się chwalić? Z takiego upadku, w jakim była spółka KM, było łatwo?
Zrobiliśmy to, ponieważ racjonalnie gospodarowaliśmy pieniędzmi. Tymczasem wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej dla wszystkich oznacza otwarcie worka, który nie ma dna i oznacza „topienie” co roku takiej inwestycji jak przebudowa al. Kilińskiego. Oznacza powrót do dziadostwa, które po płockich ulicach jeździło.
Zwolennicy darmowej komunikacji lubią powoływać się na przykłady coraz to większej liczby miast, które taką ofertę dla mieszkańców wprowadzają.
Coś absurdalnego było relacjach w piątek z konferencji radnej Wioletty Kulpy o tym, że darmowa komunikacja miejska wpłynie na zachowania płocczan, którzy zostawią samochody w domach, skorzystają z autobusów i zmniejszy się smog w mieście. Być przedstawicielem Orlenu i mówić takie rzeczy…., no, powiedzmy, że trzeba mieć poczucie humoru, jeśli nie umiejętność sięgania po szyderę.
Już czekam na pytanie od kogoś, kto uwierzy w racjonalność takiego pomysłu: Panie prezydencie! A kiedy taksówki będą w Płocku za darmo?
Zwolennicy takiego darmowego rozwiązania skrzętnie pomijają informację o miastach, które darmową dla wszystkich komunikację wprowadziły i dziś się z tego pomysłu wycofują.
Na forum organizatorów transportu publicznego w Katowicach, które odbyło się pod koniec ubiegłego roku, jeden z wykładowców – Robert Tomanek – przytoczył przykład niespełna 80-tysięcznego miasta Hasselt w północno-wschodniej Belgii. W 1997 roku, w ramach eksperymentu, władze tego ośrodka wprowadziły darmową komunikację miejską. I co się okazało? Zaledwie 16 proc. właścicieli samochodów „przesiadło się” do autobusów. Ale jednocześnie z darmowej komunikacji zaczęło korzystać 12 proc. osób jeżdżących rowerami i 9 proc. ludzi, dotychczas poruszających się pieszo. Efekt? Wzrost liczby pasażerów do blisko 40 proc. i wzrost dotacji do komunikacji: 3,5 razy.
Podobnie stało się też w Talinie. Z tą różnicą, że w Talinie jest mniej rowerzystów i tylko 1 proc. z nich przesiadło się do darmowej komunikacji miejskiej.
Te darmowe przejazdy pokazały cały szereg negatywnych skutków: konieczność powiększenia taboru, tłok w godzinach szczytu i brak miejsca na np. wózek z dzieckiem lub wózek osoby niepełnosprawnych, albo problemy społeczne nieprzyjemnej natury.
W 2013 roku Hasselt wycofało się z całkowicie darmowej komunikacji. Uczmy się na błędach innych….
Zdecydowałem, że od września wprowadzimy w Płocku darmową komunikację miejską dla wszystkich dzieci, nie tylko tych do czwartego roku życia, ale także wszystkich przedszkolaków i uczniów płockich szkół podstawowych. Zrobiłem to po dokładnej analizie i na wniosek radnej PO Darii Domosławskiej, która zaproponowała takie rozwiązanie w styczniu tego roku.
Ktoś mógłby postawić mi zarzut, że nie chcę darmowej komunikacji dla wszystkich i sięgam po najróżniejsze argumenty przeciw, a jednocześnie daję darmowe przejazdy dzieciom. Kto to zrobi – konfrontację przegra.
Bo, po pierwsze – mój zabieg nie kosztuje tyle, co darmowe przejazdy dla wszystkich. Nie musimy zwiększać dotacji do KM o 15-20 mln, ale co najwyżej o trzy mln. Na taki wydatek nas stać.
Bo, po drugie – ulga ta nie generuje tych wszystkich negatywnych zjawisk, występujących w całkowicie darmowej komunikacji. Dzieci nie prowadzą samochodów, nie dotyczy ich ta „przesiadka” kierowców, jaką zauważono np. w Hasselt. Rzadko jeżdżą do szkoły rowerami. Jeśli przybędzie nam małych pasażerów w autobusach to jedynie tych, którzy dziś chodzą do szkoły pieszo. Damy sobie z nimi radę.
Po trzecie – to realna pomoc, zwłaszcza dla wielodzietnych rodzin i nauka dla najmłodszych, by korzystali z autobusów.
Niektóre portale opisały tę sytuacje, jako konkurencję między mną, a radnymi „dobrej zmiany”.
Projekt zarządzenia w sprawie ulg dla przedszkolaków i uczniów płockich szkół podstawowych jest przemyślany, powstaje od kilku tygodni, bo to nie ustawa „dobrej zmiany”. Czyli nie został napisany … na kolanie w trakcie jednej nocy.